Życie w Ponzie we Włoszech

Główny Pomysły Na Wycieczki Życie w Ponzie we Włoszech

Życie w Ponzie we Włoszech

Drzemałem z przerwami, odkąd wodolot odleciał z Anzio, nadmorskiego miasteczka oddalonego o godzinę przejażdżka pociągiem Z Rzymu. Pomimo głośnego buczenia łodzi, Morze Tyrreńskie było tak spokojne, że jazda okazała się usypiająca. Teraz nagle obudził mnie chór rogów okrętowych i rzemieślniczych. Czy same anioły – bardzo głośne, natrętne anioły – zwiastowały nasze przybycie?



Ponza. Widziałem to za oknem. Cóż za szokująca przerwa w tej spokojnej, błękitnej wodzie, z wysokimi białymi klifami i skalistymi, brązowymi skałami, otoczonymi stalagmitami żołnierskimi wznoszącymi się z morza jak coś ze śródziemnomorskiej wersji okładki albumu Yes. Ten odległy, maleńki atol wulkaniczny był kiedyś kolonią karną dla wygnanych chrześcijan w czasach Cesarstwa Rzymskiego, a ostatnio antyfaszystów, z których niektórzy tak kochali wyspę, że powrócili jako mieszkańcy, gdy powojenny rząd opamiętał się. wypuścił je.

Przez grubą i szorstką pleksiglas wyspa wyglądała na niemożliwą do skalowania (chyba że byłeś Spider-Manem lub kozą górską), a jednocześnie zachęcającą. Tarasowe zbocza Ponzy były pokryte dywanem schludnych winnic i splątanych ginestr, dzikich krzewów kolcolistu oświetlonych żółtymi kwiatami. Wzgórza były usiane skromnymi, dwu- i trzypiętrowymi willami, pomalowanymi na jadalne neapolitańskie kolory.




Gdy wodolot zacumował, zobaczyliśmy miasto portowe, trzypoziomowy półksiężyc brukowanych esplanad wspinających się po zboczu wzgórza, jak szeroki uśmiech. Mały port był pełen dużych promów, efektownych jachtów, żaglówek, łodzi motorowych, małych pontonów z malutkimi silnikami zaburtowymi, a nawet kilku łodzi wiosłowych, które przepychały się w poszukiwaniu przestrzeni – wszystkie te łodzie, jak się wydawało, były wypełnione imprezującymi, piknikowanymi pasażerami, trąbiącymi klaksonami w ochrypłym kontrapunkcie. Obiecano nam ciepłe powitanie, ale to było śmieszne. Mój mąż Bruce złapał mnie za rękę i uśmiechnął się.

Nigdy nie słyszałem o Ponzie, dopóki Maria Romano, absolwentka warsztatu beletrystycznego, którego uczyłem w New School w Nowym Jorku, nie zaczęła pisać o swojej rodzinnej wyspie rybackiej. Od Marii dowiedziałem się, że Ponza była kiedyś własnością tylko garstki rodzin i do dziś jest pilnie strzeżona przed losem przerośniętej Capri i Riwiery Francuskiej. Ponzesi pozwalali letnim, weekendowym Rzymianom i neapolitańczykom przypływać promem, a przypływają tłumnie — populacja powiększa się z 3100 do 20 000 w lipcu i sierpniu. Ale mieszkańcy są również biegli w trzymaniu reszty świata na zewnątrz. Europejscy właściciele jachtów po prostu rzucają kotwicę i opalają się ze swoich pokładów; Włosi na wakacjach wynajmują wille lub zatrzymują się w pensjonatach; jest kilka małych hoteli. W szczycie sezonu urlopowicze z płytszymi kieszeniami mogą wynająć łóżeczko dziecięce ustawione w salonie Ponzesi. Bogaci czy nie, ci inteligentni ludzie przyjeżdżają na Ponzę, aby pływać i pływać łodzią, nurkować z rurką i akwalungiem, aby wygrzewać się na pięknie wyspy. Siedzą w kawiarniach i jedzą ciasta, piją wino i flirtują ze sobą. Kupują drogie sandały i ładną lokalną biżuterię w kilku sklepach i spędzają godziny w trattorii i ristorante, jedząc najświeższe owoce morza na świecie. Byłem zdecydowany być jednym z nich.

Przybyliśmy w ostatni dzień święta San Silverio, umęczonego patrona Ponzy – stąd całe to dęcie w róg. Maria wspomniała o uczcie, ale nie byłam przygotowana na falę ludzkości, która nas powitała, pełnoprawną procesję zmierzającą do wody. Na czele parady stały dzieci ubrane w białe szaty pierwszej komunii, niosące na krzyżu naturalnej wielkości Chrystusa. Za nimi szła miejscowa orkiestra marszowa, a potem coś, co wyglądało jak 50 włoskich wdów w niedzielnych sukniach, śpiewających żałobną piosenkę. Z tyłu ciągnęła się podobizna samego San Silverio, w małej łódce usianej różami, niesionej na ramionach kilku mężczyzn do morza, aby pobłogosławić życie rybakom.

Cała nasza czwórka stała oczarowana i trochę oszołomiona hałasem i przepychem. Wynajęliśmy małe mieszkanie w pensjonacie ciotki Marii Lindy, Casa Vacanze Rosa Dei Venti. Kiedy poprosiłam o adres w Nowym Jorku, Maria powiedziała mi, że w Ponzie nie ma adresów. – Po prostu powiedz taksówkarzowi, że jedziesz do Lindy – powiedziała. Ale doki były zalane tłumem San Silverio i nie miałem pojęcia, gdzie znaleźć taksówkę. Nagle z tłumu wyszedł przystojny mężczyzna w średnim wieku, ubrany na biało.

– Czy jesteście Amerykanami? powiedział.

Chyba to było oczywiste.

Był to Giovanni Mazzella, kuzyn Marii, lekarz. Jakoś znalazł nam taksówkę, zapłacił kierowcy i odesłał nas w drogę, pozostając z tyłu, aby oglądać uroczystości. Gdy nasz kierowca okrążył port, San Silverio i jego mała łódka zostali wyrzuceni na wodę. Nasza taksówka pokonywała ostre zakręty i wąskie drogi, prowadząc nas przez dwa tunele wyrzeźbione przez starożytnych Rzymian na skalistej wyspie. W tunelach jest ciemno, ale to nie powstrzymało całych rodzin z dziećmi w wózkach i nastolatków na rowerach przed wąskimi przejazdami nas, Vespas i ciężarówek, które przepychały się o miejsce na zaledwie dwóch pasach. Wstrzymałem oddech, odpuszczając go dopiero wtedy, gdy wynurzyliśmy się w jednym kawałku, gdy fajerwerki zaczęły eksplodować nad wodą na drugim końcu portu. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że Fellini nie był fantastą, był dokumentalistą.

Jazda trwała siedem minut. Zostaliśmy zdeponowani u ciotki Lindy, matki dzielnego Giovanniego, w Santa Maria, przecznicowym przedmieściu portowego miasta. Jej dom i pensjonat znajdowały się na małej plaży, gdzie na piasku naprawiano łodzie. Obok naprawy łodzi znajdowała się Silvia’s, emerytka z restauracją na świeżym powietrzu pod strzechą. Dalej znajdował się Zanzibar, gdzie tubylcy piją poranną kawę i cornetti. To było miejsce na lody i espresso po południu, a wieczorem na aperitivi i, przy stolikach na zewnątrz na patio, zachód słońca. Potem była Pizzeria Da Luciano. Co jeszcze? Automat. Doki, gdzie upieczeni słońcem Niemcy zaparkowali swoje łodzie. To była Santa Maria. I przez następny tydzień, z praniem na linii, lokalnymi psami, bawiącymi się dziećmi, przyjaznymi mieszkańcami, to był dom.

Następnego dnia spakowaliśmy piknik i wsiedliśmy do taksówki wodnej do Frontone, która według Giovanniego była najlepszą rodzinną plażą na Ponzie. Większość plaż na wyspie jest niedostępna drogą lądową, chyba że masz ochotę na zjazd na linie. Ludzie wynajmują małe łódki i płyną od zatoczki do zatoczki lub korzystają z tych taksówek. Frontone odjeżdżał z Santa Maria co około 15 minut, a jazda trwała mniej niż 10; podróż w obie strony przyniosła nam euro za sztukę. Frontone to duża zatoczka w kształcie półksiężyca ze skalistym nabrzeżem i kilkoma stoiskami wynajmującymi leżaki i parasole. Giovanni przysłał nam tego ranka zakupy, tutaj dość łatwo; po prostu przeszliśmy przez tunel i znaleźliśmy laterię z pięknym serem, piekarnię, stoisko z warzywami. Będąc tak małą wyspą, Ponza importuje prawie wszystko, łącznie z wodą. (Ogromne tankowce przypływają codziennie do głównego portu.) W Frontone, jeśli Twój piknik z świeżo upieczonymi bułeczkami, salumi, figami i morelami, mozzarellą z bawolą tak świeżą, że płacze mleko, a biscotti nie wystarczy, możesz również zjeść w jednej z dwóch dobrych restauracji po obu stronach zatoczki. I szczęśliwie, jeśli tak jak my podróżujesz en famille, możesz krzyczeć do swoich dzieci do syta razem z Włochami: „Raffaeli, Simoni, basta!” Co za ulga pozwolić moim dzieciom szaleć z tymi głośnymi, opalonymi urwisami na plaży. Moja córka Zoe zaprzyjaźniła się z Laurą, która nie mówiła po angielsku, ale przyjechała z amerykańską dziewczyną swojego rzymskiego ojca, Gail. Więc też zaprzyjaźniłem się. Późnym popołudniem poszliśmy z Gail po skałach do jednej z restauracji, częstując się nawzajem espresso.

Ponza jest naprawdę malutka. Kiedy spotkaliśmy Gail i Laurę, wpadaliśmy na nie cały czas – w pizzerii, na targu owocowo-warzywnym na świeżym powietrzu, w bankomacie. Są tylko dwa miasta (oficjalnie nazywa się je „strefami”): Ponza, port i Le Forna (która jest nieco większa niż Santa Maria), po drugiej stronie wyspy. Jeden autobus jeździ w górę iw dół głównej drogi między nimi; oznaczasz to, zanim przejdzie obok. Le Forna jest domem Le Piscine Naturali, serii grot, naturalnie zamkniętych basenów z wodą oceaniczną, które zebrały się w basenach lawowych. Spędziliśmy większość naszego tygodnia albo tam, albo w Frontone, kiedy nie wynajmowaliśmy łodzi na wycieczki na plaże wokół zakrętów wyspy. W Piscine Naturali musisz zejść po stromych kamiennych schodach do wody, podczas gdy wspaniale wyglądający nastolatki Ponzesi chichoczą i palą na okolicznych klifach, a jeden z nich od czasu do czasu wykonuje nurkowanie z łabędziami, aby zaimponować innym. Na dnie skał (również lawy) znajduje się „plaża” i krzesła do wynajęcia, jeśli twarda powierzchnia okaże się zbyt twarda dla twoich kręgów. To była trochę sztuczka ześlizgiwać się do morza ze skały i mijając jeżowce, ale potem zdumiewająco wspaniałe groty i jaskinie, przez które przepływa się, aby dostać się do basenów z lawą, były warte wysiłku. Nawet kilka użądleń la medusa (meduzy) nie zniszczyło naszej przyjemności.

Tego wieczoru chłopak Gail, Luca, przyjechał na weekend, zabrał nas wszystkich na kolację do swojej ulubionej restauracji, Il Tramonto, niedaleko domu jego rodziny w jednym z najwyższych punktów na wyspie. Droga zrobiła się bardzo stroma, gdy taksówka wjechała na górę, a Luca, urocza postać, od czasu do czasu zatrzymywała taksówkę, żeby zabrać nam wszystkie kwiaty. Kiedy wyszliśmy z jego domu po drugiej stronie ulicy, droga była prawie pusta, a przy zachodzie słońca wydawało się, że prowadzi nas prosto w chmurę.

Paląc łańcuchem przez całą drogę, Luca zaprowadził Gail i Bruce'a do restauracji, ale dzieci i ja się wstrzymaliśmy. Jego córka Laura chciała zabrać ze sobą nasze dzieci na pobliskie podwórko, aby zobaczyć kozy. Zawahałem się. Byliśmy w szczerym polu (wspaniałe nigdzie, ale nigdzie nadal) na szczycie góry, moje dzieci nie mówiły po włosku, Laura nie mówiła po angielsku, wszystkie miały osiem lat lub mniej, no i ledwo znaliśmy tych miłych ludzie. Zacząłem wędrować za nimi, gdy pojawił się właściciel restauracji, zachęcając mnie do środka, podając kieliszek Prosecco.

Moje dzieci. Prosecco. Moje dzieci. Prosecco.

Kiedy rozważałam swoje możliwości, dzieciaki zniknęły w dół drogi. Wziąłem kieliszek do szampana i wszedłem do środka.

Stoły na tarasie Il Tramonto mają najlepszy widok na całą Ponzę. Po drugiej stronie morza — które teraz było ciepłym srebrem o zmierzchu, zachodzące pomarańczowe słońce spuszczało swoje promienie do wody — znajdowała się niezamieszkana wyspa Palmarola. Byliśmy tam też z Gail i Laurą na początku tygodnia. Ostrzegano nas, że Palmarola jest jeszcze wspanialsza niż Ponza, co wydawało się prawie niemożliwe, poza tym, że była to prawda.

Teraz, siedząc z Lucą i Gail na szczycie Ponzy, wysoko i szczęśliwi, mając zamiar rozpocząć kolejny czterogodzinny posiłek, po prawej stronie, tuż nad horyzontem, zobaczyliśmy Włochy kontynentalne. Dzieci wróciły do ​​stołu pełnego jedzenia (smażone chrupki z wodorostów, ktokolwiek?) i totalnie nietrzeźwych rodziców.

– Stąd widać kształt ziemi – powiedziała moja córka.

I to była prawda, nawet z kręcącą się głową widziałem krzywą planety.

Wreszcie nadszedł czas, aby wrócić do domu. Ostatniego wieczoru zostaliśmy zaproszeni na górę na taras Mazzellasów na pożegnalne drinki o szóstej. Łaskawa żona Giovanniego, Ofelia, usmażyła dwa pełne półmiski zeppole, jeden posypany cukrem pudrem, drugi z cynamonem. Upiekła też ciasta i posmarowała je Nutellą, a następnie położyła na nie więcej ciasta, jakby były kanapkami.

To był tylko podnoszenie kurtyny. Cola z frytkami dla dzieci. Arbuz. Kawa i wino dla dorosłych. Ciotka Marii Klara i wujek Joe zostali zaproszeni, ponieważ mówią po angielsku. Rozmawialiśmy o Nowym Jorku, w którym mieszkali przez 30 lat, io Ponzie, do której przyjechali do domu na emeryturę, a wieczór pysznie przechodził powoli od deseru do wina, do kolejnego deseru. Wtedy wujek Joe zdecydował, że dzieci potrzebują lodów. Zeszliśmy więc po schodach i poszliśmy kawałek dalej alejką na Zanzibar, gdzie kupił dla dzieci gelati. Po powrocie do Mazzellasów Ofelia zaprosiła nas na obiad (obiad!), a my oczywiście przyjęliśmy.

To nie była już godzina amatorska. Pojawił się ser, tuńczyk zakonserwowany przez Ofelię — zajęło to trzy dni — oliwki, sałatka z ośmiornicy, dwa różne rodzaje cukinii, pudding ziemniaczany z parmezanpancetty, o którym myślę tylko jako niekoszerny kugel, i chleb. Wino. Pizza. A potem danie główne.

Makaron langustyński z czerwonym sosem. Izaak, nasz mały chłopiec, mruknął: „Już już nie mogę”, kiedy Ofelia zaproponowała mu pasta con burro (z masłem). Co boli wyrazy twarzy przy stole! – Nie lubi włoskiego jedzenia? - spytała Klara.

Trudno było kogokolwiek przekonać, że jest pełny. Położył głowę na moich kolanach i zaczął jęczeć. Dalej były owoce, truskawki w syropie cukrowym, kawa i Bóg wie co więcej iw tym momencie nazwaliśmy to rzuceniem. Podziękowaliśmy serdecznie naszym gospodarzom i zeszliśmy po schodach do łóżek, wdzięczni Mazzellowi i dziwnie czując się, jakbyśmy ich zawiedli.

Rano, kiedy się obudziłam, byłam jeszcze pełna. Wyszedłem na nasze patio. Były tam doniczki z różowymi, czerwonymi i białymi pelargoniami wielkości główki dziecka. Mała jaszczurka pchnęła nosem po płytce kulkę płatków czekoladowych, które wylaliśmy poprzedniego ranka po śniadaniu. Zdjąłem pranie ze sznurka i poczułem zapach oceanu w naszej sztywnej, ale czystej piżamie, próbując zapamiętać zapach, zanim złożyłem je i położyłem w naszych walizkach. Kiedy rozpakowałem torby po powrocie do domu, wciąż czułem zapach soli morskiej.

Kiedy iść

Najlepszy czas na wizytę to czerwiec lub wrzesień, przed lub po tłumach.

Jak się tam dostać

Z Rzymu wsiądź do pociągu do Anzio lub Formii albo skorzystaj z taksówki (160 USD do Anzio; 335 USD do Formii). Następnie wejdź na prom lub wodolot do Ponzy. Ceny podróży w obie strony wahają się od 40 do 80 USD; przejażdżki trwają od 45 minut do 21/2 godziny. Harmonogramy i informacje znajdziesz na caremar.it lub vetor.it.

Końcówka T+L

Nie szukaj adresów na Ponzie — niewiele istnieje. Zapytaj miejscowego lub powiedz taksówkarzowi, dokąd jedziesz.

Gdzie się zatrzymać

Agencja Immobilevante Wynajem willi i apartamentów. 390771/820083; immobilevante.it ; ceny zaczynają się od 337 dolarów.

Dom wakacyjny Rosa Dei Venti Obecnie w posiadaniu Giovanniego Mazzelli. Via Spiaggia S. Maria; 390771/801559 (zapytaj o Ofelię); podwaja się od 107 USD.

Grand Hotel Chiaia di Luna Niedaleko portu; wspaniałe widoki na plażę. Via Panoramica; 390771/80113; hotelchiaiadiluna.com ; podwaja się od 324 dolarów.

Pensjonat Villa Laetitia Anna Fendi Venturini mieści się w domu z lat 20. XX wieku. Via Scotti; 390771/809886; villalaetitia.it ; podwaja się od 310 dolarów.

Gdzie zjeść

Pensjonat Silvia Via Spiaggia S. Maria; 390771/80075; obiad dla dwojga 108 dolarów.

Restauracja Il Tramonto Najbardziej romantyczne miejsce na świecie. Koniec dyskusji. Via Campo Inglese, Le Forna; 390771/808563; obiad dla dwojga 135 dolarów.

Co robić

Święto San Silverio przypada w trzecim tygodniu czerwca. Z portu w Santa Maria co około 15 minut odpływa łódź na plażę Frontone. Aby dostać się do Piscine Naturali, wsiądź do autobusu z miasta Ponza do Le Forna i zejdź do grot.