Gdzie na ziemi jest Pohnpei?

Główny Pomysły Na Wycieczki Gdzie na ziemi jest Pohnpei?

Gdzie na ziemi jest Pohnpei?

Jak powstała wyspa Pohnpei? Rodzima legenda opowiada o bohaterze o imieniu Sapkini, który prowadząc grupę osadników przez morze, poprosił o pomoc ośmiornicę o imieniu Lidakika. . . i tak dalej. Wolę mit o stworzeniu, który brzmi mniej więcej tak: Pewnego dnia Bóg wzniósł się na środku Oceanu Spokojnego, tuż nad równikiem, jedną z najpiękniejszych wysp na świecie. Dał mu wysokie palmy, surowe, porośnięte lasem deszczowym wzgórza, rozchodzące się wodospady, kolorowe rafy koralowe i kilometry złotych plaż. Przyjrzał się Swojemu dziełu, zobaczył, że jest dobry, a następnie, jako celowe posunięcie, usunął plaże.



Pohnpei praktycznie nie ma plaży. Zamiast tego ma kamieniste brzegi, bagna namorzynowe lub szare bazaltowe klify. Nie oznacza to, że pływanie nie jest wspaniałe, w ciepłych i spokojnych zatokach, pod tobą kolorowe tropikalne ryby, nad kolorowym tropikalnym niebem. Oznacza to, że odwiedzający Pohnpei nie spędzają czasu na leżeniu na piasku. Oznacza to również, że wyspa została oszczędzona tym niepohamowanym wzrostom – sklepom z pamiątkami, wieżowcom, fast-foodom – które rozkwitają na czystej, piaszczystej glebie. Gdyby Bóg nie usunął plaż, dzisiejsze Pohnpei straciłoby swój nieskrępowany splendor. Pół mili piasku zmieniłoby wszystko.

Na Pohnpei brak wieżowców i hoteli sieciowych nie oznacza braku udogodnień. Można dobrze jeść i pić, spać w wygodnym, a nawet wysublimowanym otoczeniu, zwiedzać z łatwością i pewnością. Piętnaście lat temu wyspa zmieniła nazwę: kiedyś była Ponape. Tak czy inaczej, Pohnpei zajmuje obecnie przyjemną strefę środkową między zabudową a lewicą. Ujawnia się prosty zbiór przedmiotów „obecnych” i „nieobecnych”. Niektóre z rzeczy, które oferuje wyspa: kolegium społeczne; touroperatorzy do nurkowania i turystyki pieszej; wypożyczalnie samochodów; Restauracje japońskie i filipińskie; korty tenisowe. A niektóre nie: kino; kurs golfa; przyzwoita kawiarnia; butik projektantów. Świat jest pełen nieskazitelnych niegdyś tropikalnych rajów, które zachęcają odwiedzających do widzenia tunelowego (Gdybym tylko spojrzał w tę stronę, a nie w tamtą, odwracając wzrok od tych szpetnych oczu, mógłbym uwierzyć, że jestem w niebie...). Pohnpei zachęca do podejścia z szeroko otwartymi oczami.




Dojazd do Pohnpei to prawdziwe przedsięwzięcie. Lot na zachód z Hawajów na wyspę zajmuje większość dnia. Leć na południowy wschód od Japonii i to jest to samo. Podobnie z Australii czy Nowej Zelandii. Pohnpei należy do szeroko rozrzuconych Sfederowanych Stanów Mikronezji, obejmujących archipelag Chuuk oraz wyspy Yap i Kosrae. To jeden z tych małych zielonych klejnotów — szmaragdów Pacyfiku — które są daleko od jakiegokolwiek dużego lądu.

Ale dotarcie tam może być podnoszące na duchu. Dwugodzinny lot z Guam do Pohnpei był najbardziej magicznym w moim życiu. Dzień był krystaliczny, a wszystkie kolory planety zostały uproszczone – oczyszczone – do wariacji bieli i błękitu. Czyste, bezdennie błękitne niebo nad czystym, bezdennie błękitnym oceanem — a między nimi setki gęstych, białych chmur cumulusów rozsianych pod oknami samolotu. Wzory światła i ciemności, chmur i cienia sugerowały ogromną szachownicę — grę dla bogów, rozciągającą się na setki mil.

Niezależnie od tego, czy podróż jest gładka, czy wyboista, połowa przyjemności z udania się do tak odległego miejsca, jak Pohnpei, pochodzi od dziwnych ludzi i dziwnych sprawunków napotykanych po drodze. Podczas mojej podróży spotkałem pobożnego młodego mężczyznę, który po godzinach nauki spojrzał znad Biblii, aby poinformować mnie, że jego dom to maleńka wysepka jakieś 200 mil od mniejszej wysepki, na której mieszkała jego żona i troje dzieci. – Często je widujesz? Zapytałam. – O tak, przynajmniej dwa razy w roku, niech Bóg im błogosławi – odpowiedział.

Później spotkałem kalifornijskiego wykonawcę, którego specjalnością były sztuczne nawierzchnie na korty tenisowe. Staliśmy na hotelowej werandzie pod zachwycającym zachodem słońca, trzymając w rękach wysokie, lodowate drinki. Niebiosa świeciły wielkimi kawałkami płonącego aksamitu, a morze było świetlistym polem złota i różu. – Powiem ci jedno – wyznał – to ostatni raz, kiedy wciągają mnie na takie śmietnisko.

Tak czy inaczej, zdeterminowany podróżnik w końcu ląduje na Pohnpei. Ponownie łączysz się ze swoim bagażem, przejeżdżasz przez jasną i swawolną stolicę Kolonii z jej zardzewiałymi znakami i nieco podupadłymi towarami, i – jeśli dobrze ci doradzono – jedziesz krótką przejażdżką na wschód do hotelu Village, który jest położony na obficie zarośniętym zboczu. Zamieniłeś jeden widok z lotu ptaka na inny. Kryta strzechą restauracja na świeżym powietrzu w Village znajduje się ponad sto stóp nad poziomem morza. Wzgórze schodzi przez bambusy i palmy do namorzynowych bagien, zanurza się w płytkich wodach rafy koralowej i ponownie pogrąża się w intensywnym oceanicznym błękicie. Restauracja to idealne miejsce do rozkładania map lub broszur turystycznych, które zabrałeś po drodze – w sam raz do zaplanowania trasy.

Rozmiar Pohnpei jest idealny dla krótkoterminowego gościa — nie tak mały, że jego przytulność staje się klaustrofobiczna, ani tak duży, że większości nie można zobaczyć w ciągu tygodnia. Wyspa jest mniej więcej okrągła i powiedziano mi, że pokonanie jej na odległość około 50 mil zajmie około trzech godzin. Właściwie zajęło mi to cały dzień, ale wtedy tropikalne krainy czarów, takie jak Pohnpei, miały wzbudzać poczucie, że oszczędzanie czasu to strata czasu.

Jazda po drodze— na droga, pojedyncza, otaczająca wybrzeże arteria — to powolny biznes. Wynika to częściowo z kolein i wybojów (większa część drogi jest nieutwardzona), ale głównie z ruchu pieszych i tego, co można by nazwać ruchem czworonożnym. Poza uczniami z notatnikami pod pachami, staruszkami w jaskrawych kwiecistych sukienkach Mother Hubbard, ulubionymi na całej wyspie, i młodymi mężczyznami niosącymi na ramionach mnóstwo drewna, napotkałem też leniwe psy samobójcze, gniewne koguty, czarną świnię prowadzącą stado czarno-białe prosięta, koty oraz różne jaszczurki i ropuchy. (Możesz również spotkać się z biegającymi nocnymi krabami.)

Jechałem zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Dwadzieścia pięć minut od Kolonii zaparkowałem samochód przy zjeździe na miejsce o nazwie Pahn Takai. Po półgodzinnej wędrówce dotarłem do wapiennego klifu, który łączy cienki, potężny wodospad z ogromną jaskinią nietoperzy. Byłem jedynym zwiedzającym. Tylko ja i milion nietoperzy — co może być lepszego? Scena wołała o sztalugi i farby, o współczesnego Gauguina dryfującego po Pacyfiku. Swoim skokowym lotem ciemne nietoperze wyglądały jak kaleczące skazy na tle błękitnego nieba, podczas gdy wodospad wznosił okazałą i nieskazitelną zasłonę.

Z Pahn Takai jechałem drogami, które uderzały w spód mojego samochodu (każde uderzenie dopingowało mnie myślą, że samochód jest wynajęty), w końcu dotarłem do góry Sokehs, niskiego wzgórza, które kiedyś służyło jako japoński punkt widokowy i miejsce fortyfikacji. Stacjonujący tu żołnierze II wojny światowej pozostawili po sobie działa artyleryjskie i magazyny. Pistolety są oczywiście zardzewiałe, a potężne drzewa wyrosły w miejscu, które kiedyś było łukiem ich pocisków. śmiertelna huśtawka, a całe miejsce jest przesiąknięte surową ironią, w której specjalizuje się Natura — ta niepohamowana szynka. Wśród obfitości kwiatów przemykają motyle. Miejsce to zdaje się potwierdzać krzepiącą tezę, że w walce między człowiekiem a człowiekiem ostatecznie wygrywają kwiaty.

Gdy opuścisz Kolonię, opuściłeś jedyne prawdziwe miasto Pohnpei, a gdy okrążysz wyspę, przekonasz się, że restauracje są – delikatnie mówiąc – cienkie na ziemi. Najmądrzejszym sposobem jest spakowanie sobie obiadu. W różnych broszurach Pohnpei przedstawia się jako „Mikronezja's Garden Paradise”, a na jego około 130 milach kwadratowych nigdy nie jesteś daleko od czegoś, co spektakularnie rozkwita, na tle zielonych wzgórz lub błękitnego oceanu; trudno się pomylić z piknikiem na Pohnpei. Zjadłem lunch w zasięgu wzroku Sahwarlap i Sahwartik, najwyższych wodospadów na wyspie, a następnie pojechałem na bagna namorzynowe Sanktuarium Pwudoi.

Wyznaję, że mam głębokie zamiłowanie do gąbczastego terenu – torfowisk, bagien, bagien – a promenada przez bagna namorzynowe wydaje mi się szczególnie kusząca. Po pierwsze, w tych zalanych drzewach, które wynurzają się z wody na zgiętych kolanach, tkwi nieziemskie piękno, jakby cały ich stłoczony tłum był przygotowany do wymarszu prosto z błota, który nazywają domem. A potem, gdy maszerujesz na suchych stopach przez zalany świat, odczuwasz wdzięczność, że ktoś zadał sobie wiele trudu, aby ci to umożliwić. To domena należąca do żab, węgorzy, ryb, krabów: prywatny klub, którego nie jesteś członkiem iz tego powodu czujesz, że więcej szczęścia daje ci się rozejrzeć. Jednak Pwudoi pokazał mi też wskazówki — pływające puszki po piwie, zanurzona opona rowerowa — o bliskości Kolonii. Ukończyłem obwód; Widziałem wyspę.

Widziałem wyspę, ale przez cały dzień nie mogłem oprzeć się świadomości, że coś zagląda mi przez ramię – góry w głębi. Wynurzyli się za mną, bezgłośnie upierając się, że to one (te wyżyny, z których spływają niezliczone strumienie i katarakty Pohnpei) są prawdziwym sercem wyspy. Umówiłam się z miejscowym zespołem podróżniczym na dwudniową wędrówkę przez wyspę.

Moim zamiarem było przemierzenie kręgosłupa wyspy. Wspinałem się jakieś 2500 stóp na Nahna Laud – „Wielką Górę” – z moim towarzyszem wędrówek, Johnem, przyjacielem, który mieszkał na Pohnpei. Całe Pohnpei leżało u naszych stóp. Wyjeżdżaliśmy wcześnie rano i rozbijaliśmy namioty na noc.

Dzień wędrówki rozpoczął się od piekącego słońca, a my mądrze zaczęliśmy, zanim wzrósł upał. Było nas trzech: przewodnik, John i ja. Biorąc pod uwagę, jak trudny był teren – jak wąskie, kręte i zarośnięte ścieżki prowadzące na wzgórza – być może zasługą naszego przewodnika jest to, że zgubił się tylko raz. Niestety, zgubił się na samym początku wędrówki i nie wiedział dokładnie, gdzie jesteśmy, dopóki nie skończyła się przedwcześnie, jakieś siedem godzin później.

Przez pewien czas wspinaliśmy się w deszczu po stromym, kamienistym korycie strumienia. Kolonia jest niesamowicie deszczowa — sprowadza około 190 cali rocznie — ale na wyżynach są miejsca, które sprawiają, że Kolonia wydaje się sucha. Oto niektóre z najbardziej wilgotnych terenów na świecie. Kiedy wspinasz się na wzgórza, wkraczasz w mglistą, omszałą, wreszcie niematerialną strefę, gdzie jędrne gałęzie – gałęzie, na których możesz rozsądnie szukać wsparcia podczas wspinaczki – mają sposób, by zamienić się w posiłek w twoich rękach; to dobre miejsce na upadek.

John i ja robiliśmy to przy każdej okazji, bawiąc w ten sposób naszego przewodnika — który bawił nas, spotykając każdy nowy rozwidlenie na ścieżce z wyrazem chytrej pewności siebie. Rozrywka pomogła odeprzeć irytację, która zyskiwała przewagę, gdy zeszliśmy na drogę, z której zaczęliśmy.

Trochę martwię się, że mój czytelnik nie zmieni swojego czytelnika, ponieważ nie udało mi się dotrzeć na szczyt Wielkiej Góry. Kusi mnie, aby napisać coś takiego: Kiedy stałem na szczycie Nahna Laud, spoglądając w dół na największy ocean planety, w końcu zrozumiałem dokładną naturę tajemniczej siły, która magnetycznie przyciągała wielkich zachodnich artystów, takich jak Paul Gauguin oraz Herman Melville i Robert Louis Stevenson na Pacyfik. Paul, Herman, Robert… ich duchy otoczyły mnie, gdy nasze ognisko trzaskało i pojawiały się gwiazdy.

Tylko fakt, że nie udało nam się dotrzeć na szczyt góry powstrzymuje mnie przed napisaniem tego.

Podczas mojej przejażdżki po wyspie celowo ominąłem największą atrakcję Pohnpei, starożytny pałac Nan Madol, aby później poświęcić mu pełną uwagę. To cud i nie ma nic podobnego nigdzie indziej na Pacyfiku – ani nigdzie indziej na świecie. Położone na szeregu sztucznych wysepek, poprzecinanych kanałami, ruiny te są czasami fantazyjnie nazywane Wenecją Pacyfiku. Są na tyle imponujące i inspirujące, że wymagają specjalnej jednodniowej wycieczki; to znacznie więcej niż „jeden z widoków”.

Kto zbudował Nan Madol? Jak? I kiedy? O budowniczych można śmiało powiedzieć dwie rzeczy. Mieli wielkie wizje. I mieli silne plecy. Ogromne ilości kamienia - kamienia przez oszałamiającą, łamającą się tonę - poszły na jego budowę.

Najwyraźniej Nan Madol został wzniesiony przez kilka stuleci, setki lat przed odkryciem Pacyfiku przez Europejczyków. Ciemny bazalt tworzący kolumny prawdopodobnie nie był dostępny w najbliższej okolicy; musiałby być przetransportowany, co zdumiewające, na tratwie. Osiągnięto to na skalę wystarczająco tytaniczną, by wznieść dziesiątki konstrukcji, rozciągających się na ponad 150 akrów. Tutaj stały królewskie pałace, domy ich sług, świątynie i kapłani. mieszkania. Jeden z pisarzy przypuszczał, że pod względem całkowitej liczby roboczogodzin, które reprezentują, te ruiny stoją tylko za Wielkim Murem i Piramidą Cheopsa.

Nic dziwnego, że klimat Pohnpei, z okazjonalnymi huraganami i nieustępliwymi, wytrwałymi inwazjami roślinności rzucającej głazy, szybko ustępuje nawet najbardziej kolosalnym zabytkom. Dziś cały kompleks to łata złamanych kolumn ułożonych jak kłody, mieszanka plątaniny i dżungli. Przywrócenie temu miejscu do czegoś, co przypominało jego dawną świetność, wymaga innego monumentalnego zadania: niezwykłego wyczynu wyobraźni historycznej.

Odwiedziłem ruiny dwukrotnie. Za pierwszym razem wybrałem się z przewodnikiem, który umiejętnie przedstawił, co wiadomo o tym miejscu. Jednak czułem się bliżej ducha ruin, kiedy dotarłem „tylnym wejściem” – kiedy John i ja przedzieraliśmy się przez dżunglę i bagna namorzynowe pożyczonym kajakiem. Ta trasa ma tę zaletę, że jest stopniem: ruiny podkradają się do ciebie, jakby wyrastały z dżungli. Oczywiście prawda jest inna. To dżungla, która od wieków buduje się na ruinach.

Nic dziwnego, że Nan Madol podsycił wśród Pohnpeian przekonanie, że ich wyspę niegdyś zamieszkiwały olbrzymy. Obecnie wydaje się, że zamieszkują ją olbrzymy w innym sensie: niestety, podobnie jak na wielu wyspach Pacyfiku, otyłość stała się powszechnym problemem zdrowotnym.

Jedzenie na Pohnpei to ciekawa mieszanka. Lata pod rządami Japonii (1914-1945) pozostawiły swój kulinarny ślad. Sashimi jest wszechobecne, szczególnie tuńczyk – delikatne, różowe, obfite płaty. Zupa ryżowa i miso są powszechne. Ogólnie rzecz biorąc, azjatyckie jedzenie na wyspie jest dobre i zdrowe.

Robak w jabłku — że tak powiem — polega na tym, że nie ma jabłka. Osoby odwiedzające małe wyspy na Pacyfiku po raz pierwszy są często zdumione, gdy znajdują niewiele cennych warzyw i świeżych owoców (z wyjątkiem upraw pieniężnych wyspy, bananów i ananasów). Jak na ironię, gleba, która odżywia dżunglę na tyle gęstą, że wymaga maczety, niekoniecznie nadaje się do stabilnego rolnictwa.

Osoby, które teoretycznie powinny jeść sałatki oraz pomarańcze i brzoskwinie, przyjęły dietę z importowanego fast foodu: ciastek, chipsów ziemniaczanych, chipsów tortilla. Rozmawiałem długo z amerykańskim lekarzem na wyspie, który powiedział mi, że średnia długość życia wśród Pohnpeian jest niepokojąco niska, a ich ubogiej diecie towarzyszy cukrzyca i nadciśnienie. Nadciśnienie na tej idyllicznej, wolno poruszającej się wyspie? O wyspach Pacyfiku frazesem jest to, że są one kawałkiem raju. Otrzeźwiająca jest świadomość, że raj może nie być dla ciebie dobry.

Oczywiście takie obawy raczej nie dotkną krótkotrwałego gościa. Przyjeżdżasz do miejsca takiego jak Pohnpei, aby rozkoszować się widokami pięknej, w dużej mierze dziewiczej wyspy. Mimo to nie możesz oprzeć się świadomości poczucia zagrożenia. Były Terytorium Powiernicze USA przed utworzeniem Sfederowanych Stanów Mikronezji, Pohnpei od dziesięcioleci wspiera swoją gospodarkę przez Amerykę. Zagrożenia ograniczonymi dotacjami federalnymi, w połączeniu z ambicjami Pohnpei dotyczącymi większej autonomii finansowej, stawiają niepokojące pytanie: czy wyspa odniesie sukces w rozwoju, zachowując nienaruszone piękno? Podobnie jak wiele środowisk dżungli, wspaniałość Pohnpei ma paradoksalną jakość – mówi. zarówno odporności, jak i wrażliwości.

Pod koniec mojej wyprawy poszedłem do kolejnego zestawu japońskich ruin. Zardzewiałe działa artyleryjskie, zanurzone głęboko w skąpanej w słońcu dżungli, sterczały swoimi długimi lufami jak szyje przez listowie, sugerując drapieżny, dinozaurowy wdzięk. Mogłem prawie wkroczyć do jakiejś krainy straconego czasu. Pohnpei może i jest zagrożonym światem, ale udało mu się przywołać świat wymarły. Dla takich chwil warto przemierzać świat.

Dodatek dotyczący kwestii diety Pohnpei. Podczas lotu do domu usiadłem obok mężczyzny, który zamówił wegetariański posiłek, który najwyraźniej mu się nie podobał. Popychał jedzenie tu i tam widelcem. – Mam problem – wyznał. „Jestem wegetarianinem, który tak naprawdę nie lubi warzyw”.

– A jak znalazłeś jedzenie na Pohnpei? Zapytałem go.

Rozpromienił się. „Nie mogło być lepiej”.

Nurkowie znajdą atol Ant, oddalony o osiem mil od Pohnpei, który jest najlepszym miejscem do obserwacji barakud i rekinów. Przynieś lornetkę, aby zobaczyć ptaki morskie, takie jak brązowe noddy i głuptaki czerwononogie. Po całym dniu zajęć, posprzątaj mydłem z oleju kokosowego zapakowanym w koszyczki z sosny pandanusowej, dostępne w Ponape Coconut Products (691/320-2766, faks 691/320-5716). Aby uzyskać więcej informacji, sprawdź www.microstate.net/pohnpei .

Hotele

Wioska Pięć mil na wschód od Kolonii; 691/320-2797, faks 691/320-3797; podwaja się od 90 dolarów. Ulubieniec autora. Dwadzieścia bungalowów krytych strzechą i mała plaża z białym piaskiem.
South Park Hotel Kolonia; 691/320-2255, faks 691/320-2600; podwaja 85 dolarów. 12 pokoi w nowym skrzydle dysponuje werandą z widokiem na klify góry Sokehs.
Hotel Radość Kolonia; 691/320-2447, faks 691/320-2478; podwaja się od 90 dolarów. 10 nowoczesnych pokoi wyposażonych jest w klimatyzację, restauracja serwuje dania kuchni japońskiej, a niezawodni dostawcy mogą zorganizować wycieczki z akwalungiem i rejsy łodzią.

Restauracje

Wytatuowany Irlandczyk 691/320-2797; obiad dla dwojga 45 dolarów. Restauracja na świeżym powietrzu w hotelu Village. Spotkaj się na drinka o zachodzie słońca i zostań na mahimahi amandine.
Restauracja Namiki ul. Główna, Kolonia; 691/320-2403; obiad dla dwojga 6 dolarów. Tradycyjne pohnpejskie i filipińskie jedzenie na wynos w dobrych cenach. Spróbuj korzeń tapioki gotowany w sosie kokosowym.
Bądź restauracją? Kolonia; 691/320-4266; kolacja dla dwojga 17 dolarów, bez kart kredytowych. Przestronne, wyłożone drewnem miejsce na warzywa, mięso i ryby, wszystkie przygotowane w stylu teppanyaki (smażone na ogniu przy stole).
PCR Hotel Restauracja & Bar netto; 691/320-4982; obiad dla dwojga 30 dolarów. Nieskrępowana regionalizmem: dania obejmują od sushi po neapolitańskie spaghetti z ośmiornicą i zieloną papryką.

Wyposażeni

Mikrowycieczki Kolonia; 691/320-2888. Właściciel Willy Kostka i jego amerykańska matka i ojciec Pohnpeian zabiorą Cię na japoński piknik bento-box w ruinach Nan Madol, trolling na mahimahi za rafą lub na pełną wycieczkę po wyspie na 23-metrowej łodzi Yamaha.
Idź Ehu Wycieczki Kolonia; 691/320-2959. Ta firma – nazwa oznacza „tutaj” – jest prowadzona przez Pohnpeiana Emensio Eperiama i jego siostrzenicę, Annę Santos. Są przyjazne i elastyczne, i zorganizują praktycznie każdą aktywność na świeżym powietrzu.
- KATY MCCOLL