Jesień w Kirgistanie już trwała. Popołudniowe niebo było przenikliwie jasne, a rześkie powietrze, ochłodzone przez ośnieżone szczyty Niebiańskich Gór Tian Shan, wymagało kurtki. Koczowniczy pasterze wzdłuż południowego brzegu jeziora Issyk Kul zebrali już swoje stada z alpejskich pastwisk i wypuścili je w szeroką dolinę, która wisiała między górami a równoległym pasmem wzgórz jak dywan rzucony na dwie sznury do bielizny. Mieszane stada bydła i owiec rozproszyły się po nieogrodzonym terenie, każde zwierzę było powolnym atomem na swoim własnym kursie, ich powolne rozprzestrzenianie się, lokalny dowód na kosmiczną entropię. Pasterze na koniach trzymali ich w ryzach. Z miejsca, w którym stałem na wzgórzach, początkowo nie mogłem rozpoznać jeźdźców: skala krajobrazu zminiaturyzowała ich kłus.
Kiedy przybył łowca orłów, był ubrany w garderobę z koczowniczej przeszłości kraju, ale jeździł Hondą Fit, koniem hatchback kirgiskich równin XXI wieku. Jego kostium składał się z pikowanego jedwabnego płaszcza w kolorze granatowym, ametystowej sztruksowej kamizelki i wyszywanych złotem bryczesów; buty do kolan; a w przypadku paska ciężki skórzany pasek zaciśnięty stalową sprzączką większą niż jego smartfon. Jego kapelusz był trofeum myśliwskim — jego dymiące futro drgało na wietrze, jakby wciąż żył wilk — a jego orszak zawierał asystenta ubranego w podobny, choć prostszy strój, kierowcę w nowoczesnym ubraniu i dwa złote orły. Asystent uniósł na prawą rękę jednego z ptaków i wspiął się na pobliskie wzgórze pokryte kamieniami. Na sygnał myśliwego wystrzelił orła na wiatr.
Krążył nad głową. Łowca zawołał i przechylił się w opadający wir, który zacieśnił się i przyspieszył podczas opadania. Łowca biegł, ciągnąc za sznur przyczepiony do wabika z wilczej skóry. Orzeł zanurkował i natychmiast go wyprzedził, chwytając bezkrwawą ofiarę pazurami. Nagrodą był kawałek surowego gołębia, który zjadł gwałtownie, po czym wytarł dziób o gołą rękę myśliwego i wtulił się w jego twarz ze ssaczą czułością.
Obrzęd przejścia czeladnika łowcy orłów, którego nauczyłem się od mojej tłumaczki i przewodnika, Azizy Kochkonbajewej, polega na zebraniu dzikiego pisklęcia z gniazda i przyuczeniu go do polowania. Zgodnie z tradycją i prawem powróci ptaka na wolność po 12-15 latach. Zapytałem, skąd przybyły dwa orły myśliwego — i dokąd pewnego dnia powrócą, by wznieść się na boskie wyżyny. Asystent wskazał na Tian Shan, nieustępliwą karawanę szczytów, która przecina kraj na himalajskich szczytach, i spojrzał na mnie.
Tam, powiedział.
Łowca orłów i jego orzeł na tle błękitnego nieba Uczeń łowcy orłów w tradycyjnym stroju na południe od Bokonbajewa. | Źródło: Frederic LagrangePrzed tą podróżą Azja Centralna była dla mnie jeśli nie całkowicie pustą plamą na mojej mentalnej mapie świata, to co najwyżej negatywną przestrzenią wyznaczaną przez otaczające ją kraje: Rosję, Chiny, Afganistan i Iran. W tej przestrzeni skonfederowałem wiele krajów byłego Związku Radzieckiego, między innymi Kirgistan, kłębek spółgłosek pozornie przeczący angielskiej ortografii, oraz Uzbekistan, którego miasta nosiły nazwy rodem z poezji orientalistycznej — Chiwa, Buchara, Samarkanda. Moja 10-dniowa trasa z fotografem Frédéricem Lagrangem zaczęła się w pierwszym, aby poznać naturę i nomadów, a zakończyła w drugim, dla klasycznych miast Jedwabnego Szlaku.
W obu krajach ludzie, których spotkałem, byli uprzejmi, ciekawi i tolerancyjni, co być może zostało udoskonalone przez stulecia handlu z nieznajomymi na rozdrożu imperium. Oba kraje były również wielojęzyczne i zróżnicowane etnicznie — prawdziwe kultury fuzji. Ich architekturę i sztukę zdobniczą można czytać jak rozdziały wielkiej księgi historycznej, opowiadającej w trzech wymiarach historie o wzlotach i upadkach władców i armii.
W Kirgistanie czułem genetyczną więź Azji Centralnej z Mongolią i Chinami. We wschodnim centrum kraju, Karakol, znajduje się meczet zbudowany w 1904 roku przez Tunganów, muzułmańskich uchodźców z Chin, w stylu malowanej pagody. Pół mili dalej drewniana katedra zwieńczona pozłacanym krzyżem prawosławnym stoi pośród ogrodu bzu, ustępując jedynie pobliskim blokom stalinowskim jako fizyczne przypomnienie wpływów rosyjskich. W Uzbekistanie niebotyczne minarety, moje kierunkowe latarnie, kiedy wędrowałem po średniowiecznych dzielnicach z cegły mułowej, opowiadały o trwałych wpływach turko-perskich. Mrugnij i chwilami mogłeś sobie wyobrazić siebie na Bliskim Wschodzie.
Młoda kobieta z Kirgistanu i Centralny Meczet w Biszkeku Od lewej: młoda kobieta w Karakol w Kirgistanie; Meczet Centralny w Biszkeku. | Źródło: Frederic LagrangeW trakcie i po podróży dużo czasu spędziłem oglądając mapy, co skłoniło mnie do zastanowienia się, jak działają na wyobraźnię. W epoce renesansu i oświecenia szeroko publikowane Mapa projekcji Mercator z 1569 r. przeciął Azję na pół, rzucając amputacje na obie krawędzie prześcieradła. Wieki później, kiedy centrum globalnej potęgi przesunęło się do Stanów Zjednoczonych, mapa projekcyjna Robinsona — zamówiona w 1963 r. przez Randa McNally'ego i nadal powszechnie używana — radziła sobie lepiej, umieszczając Afrykę blisko środka mapy i utrzymując kontynenty w całości. Ale to wciąż zepchnęło Asię do prawego górnego kwadrantu — tam.
Niewątpliwie, jak wielu Amerykanów, wyobrażałem sobie Azję Środkową z zupełnie złej perspektywy. Nie jest tam. Azja Środkowa była niegdyś samym centrum świata, z zaludnionymi, wyrafinowanymi miastami, które zawstydzały zacofane, mniejsze placówki Londynu i Paryża. Jej szlaki handlowe łączyły wielkie mocarstwa Chin, Persji i Indii. W języku angielskim mamy tendencję do określania tej sieci handlowej jako Jedwabnego Szlaku, jakby była monolityczna, ale bardziej poprawnie możemy mówić o Jedwabnym Szlaku w liczbie mnogiej. Przez tysiąc lat wiązali Xi’an w zachodnich Chinach z Bagdadem, Damaszkiem, Jerozolimą, Konstantynopolem, Atenami i Aleksandrią. Jedwabista nić rozwinęła się aż do Wenecji, gdzie książęta kupców płacili Palladio, Tycjanowi i Tintoretto dochodami z handlu Jedwabnym Szlakiem.
Sprzedawcy chleba i owoców w Osh Bazaar Od lewej: Non, tradycyjny chleb Azji Środkowej, na Bazarze Osz w Biszkeku w Kirgistanie; kobieta sprzedająca suszone owoce na bazarze. | Źródło: Frederic LagrangeJedna północna gałąź Jedwabny Szlak przekroczyła to, co jest teraz Kirgistanem. Karawany wielbłądów baktryjskich wyładowane tekstyliami i innymi towarami o wysokiej wartości, zjeżdżały do Balasaghun, 80 mil na wschód od zbudowanej przez Związek Radziecki nowoczesnej stolicy Kirgistanu, Biszkeku, w której obecnie mieszka około miliona ludzi. Przed 1218 rokiem, kiedy Mongołowie najechali i bajecznie bogate miasto uległo plądrowaniu oraz stuleciom trzęsień ziemi i erozji, niektóre mapy świata umieszczały Balasaghun w centrum.
Niezidentyfikowany XI-wieczny władca turecki, niedawno nawrócony na islam, wzniósł tam minaret o wysokości 148 stóp, znany jako Wieża Burana, z którego wezwanie muezina do modlitwy padło na poddanych chrześcijańskich, buddyjskich i zoroastryjskich jako zachęta do przyłączenia się do władcy w jego nowej wierze. Ale minaret, częściowo odrestaurowany w czasach sowieckich, mniej kojarzył mi się z wielokulturowym miastem niż pobliski XIV-wieczny cmentarz z nagrobkami wypisanymi pismem tureckim, arabskim, cyrylicą i łaciną. W małym muzeum eksponowano artefakty z tego miejsca: islamskie kafelki pokryte polichromowaną geometrią; krzyż nestoriański, prawdopodobnie z IX wieku; stele buddyjskie z VII wieku; spokojny sfinks wytłoczony na podartej miedzianej blasze.
Zawsze mówię, że Jedwabny Szlak był Internetem epoki, powiedział mi Kochkonbaeva. Wyjaśniła, że internet to miejsce, w którym można dziś zdobyć informacje, nauczyć się języka lub kupić wszystko, czego nie można znaleźć pod ręką. Na Jedwabnym Szlaku handel dotyczył zarówno idei, jak i towarów. To tutaj można było poznać Europę – kontynuowała, co przywodziło mi na myśl Marco Polo, syna kupca Jedwabnego Szlaku, który wyruszył z Wenecji w 1271 roku jako 17-letni alarm dla świata. Chociaż nie dotarł tak daleko na północ, jak to, co jest teraz Kirgistanem, uosabiał nowe, ciekawe pokolenie ludzi znalezionych wzdłuż Jedwabnego Szlaku, a może nawet stworzonych przez Jedwabnego Szlaku: podróżnik po świecie.
Kochkonbaeva wskazał witrynę wypełnioną przebitymi chińskimi monetami z VIII-XII wieku. Powiedziała, że to dolar Wielkiego Jedwabnego Szlaku. Niedawno chińscy turyści powiedzieli mi, co jest na nich napisane.
Byłem zdumiony tym, co mówił Kochkonbaeva: że te słowa, komunikaty polityczne stworzone przez władców dynastii Tang w szczytowym momencie chińskiej cywilizacji i wpisane w walutę rezerwową epoki, były nadal czytelne po minionych stuleciach, podczas których pierwsza Europa i potem Ameryka przyćmiła potęgę Chin, zanim Państwo Środka ponownie podniosło się do walki o globalną dominację.
Monety przeczytały Handel, dobrobyt, pokój.
Podnóże Tian Shan Pastwisko u podnóża Tian Shan. | Źródło: Frederic LagrangeKirgistan, górzysty i spektakularny, oferuje jedynie podstawową infrastrukturę turystyczną. Jechaliśmy długie dystanse po wyboistych drogach, aby dotrzeć do prostych pensjonatów, utrzymywanych po drodze przez zwykłe jedzenie serwowane w nieozdobionych restauracjach. Przeważała baranina i ziemniaki, chociaż przy śniadaniu stół mówił tołstojskim językiem dżemów z czarnej porzeczki i malin.
Trasa przejazdu przez kilka następnych dni krążyła wokół wysokiego na milę Issyk Kul, drugiego co do wielkości alpejskiego jeziora na świecie po Titicaca w Andach. Wzdłuż północnego brzegu chłodniejsze letnie temperatury i orientacja na słońce sprzyjają kurortom nadmorskim i jabłoniom, które podczas naszej wizyty były ciężkie od owoców. Na słabo zaludnionym południowym brzegu rosły do linii wody morele, rozpalone jesiennym kolorem, gdy zatrzymaliśmy się w sadzie na obiad. Ostroga Tian Shan zwana zacienionymi górami — spowita chmurami, zniechęcająca, jakby siedziba niepoznawalnych bogów — otoczona murem w jeziorze na północy, a na południu, słoneczne góry odbijały nieprzyciemnione światło dnia z twardą mistyczną jasnością znaną świętym pielgrzymom i alpinistom.
Góry też nas pociągały. Drugiego ranka, podczas zimnego startu, kierowca spotkał nas w Karakol swoim przerobionym transporterem wojsk UAZ z czasów sowieckich, jeepem zbudowanym jak stalowy sejf. Wszystko, co sowieckie jest nieśmiertelny , zauważył Kochkonbaeva, tworząc użyteczny neologizm dla niezniszczalnej siły. Kierowca przetestował swoją maksymę w wąwozie Altyn Arashan, w drodze do pensjonatu nad linią drzew. Niedługo po wyruszeniu, nierówny szlak połączył się ze skalistym korytem strumienia i dalej się pogarszał, gdy wspinał się po osuwiskach, polach głazów i kamiennych półkach, pokrytych błotem i podziurawionych dziurami. Kierowca był nonszalancki i rozmowny, jak każdy inny znudzony robotnik, i opowiedział nam o grupie młodych japońskich podróżników, którymi kiedyś przewoził. Wśród nich narastała panika, gdy podskakiwali po kabinie pasażerskiej, aż jedna z nich, oszalała z przerażenia, pchnęła drzwi i wyskoczyła z jadącego pojazdu.
Jaki jest sekret, aby nie utknąć? – zapytałem, kiedy UAZ jęczał przez błoto i warczał na skale. Kochkonbaeva roześmiał się głośno, zanim złapał oddech, by przetłumaczyć jego odpowiedź. Powiedział: „Co sprawia, że myśli, że utkniemy?” W sezonie turystycznym kierowca pokonuje trasę w obie strony dwa razy dziennie.
Scena z Kirgistanu Od lewej: pasterz na stepie na południe od Issyk Kul, dużego jeziora polodowcowego w północno-wschodnim Kirgistanie; tabliczka z napisem „Dom Kultury” w wiosce nad jeziorem. | Źródło: Frederic LagrangePo godzinnym porannym locie z Biszkeku do Taszkentu, stolicy i największego miasta Uzbekistanu (populacja: 2,4 miliona), opuściliśmy góry i doliny na równiny i pustynie, wymieniając wysoką i jasną atmosferę na jednego zadymionego i opalonego. Był to krótki lot między dwoma światami: wiejskim i miejskim. Koczownicy i rolnicy. Mieszkania z filcu i domy z drewna. Wełna i jedwab. Jabłka i melony. Podróżowaliśmy szybkimi pociągami, które przyjeżdżały co minutę i jedną noc zatrzymaliśmy się w hotelu opisanym jako pięciogwiazdkowy, chociaż to bardziej świadczyło o jego aspiracji niż o osiągnięciu luksusowych standardów późnego kapitalizmu. Poprawiło się też jedzenie: wybór meze — pikle, dipy, jasne sałatki odświeżone ziołami — i wyrafinowanie kebabów zamiast kościstego gulaszu.
Nasz przewodnik w Uzbekistanie, Kamal Yunusov, chwalił się, że jego matka została wychowana w trzech językach: uzbeckim w domu, perskim podczas robienia interesów i arabskim do praktyk religijnych. Podczas naszego wspólnego czasu chciał przekazać przesłanie, że Uzbekistan, zawsze kosmopolityczny kraj, jest dziś nowoczesnym narodem wschodzącym. W jego oczach kontrast z Kirgistanem nie mógł być wyraźniejszy.
Lubię Kirgistan – powiedział podczas naszego pierwszego spotkania. Ludzie wciąż są prości, otwarci, dumni i dbają o swoje środowisko. Były koczownik.