Sekret, dziewicze Lazurowe Wybrzeże, którego Francuzi nie chcą, żebyś go znalazł

Główny Pomysły Na Wycieczki Sekret, dziewicze Lazurowe Wybrzeże, którego Francuzi nie chcą, żebyś go znalazł

Sekret, dziewicze Lazurowe Wybrzeże, którego Francuzi nie chcą, żebyś go znalazł

Słowa Côte d'Azur dla większości podróżników przywołują charakterystyczny zestaw mentalnych obrazów. Róża na plaży. Kluby nocne wypełnione słońcem Brigitte Bardot. Ospałe popołudnia spędzone na wylegiwaniu się na jachcie przy Cap d'Antibes. Ale jest strona tego regionu, której nie można było oddalić od gwiezdnej potęgi La Croisette — słynnej wysadzanej palmami promenady w Cannes. Francuskie rodziny, które spędzają tu lato, wiedzą dokładnie, jak ominąć błyszczącą fasadę, szukając tajnych plaż, pachnących sosnami spacerów po klifach i prostego, ale spektakularnego prowansalskiego jedzenia. Jednak dla zagranicznych gości odnalezienie bardziej autentycznej strony Riwiery Francuskiej, przynajmniej przez ostatnie kilka dziesięcioleci, okazało się trudniejsze.



Hôtel Les Roches Rouges, wspaniały, nowo otwarty kurort, schowany w klifach w połowie drogi między Cannes a St.-Tropez, ma na celu ułatwienie poznania prawdziwego Lazurowego Wybrzeża. Do niedawna ten hotel był dokładnie tam, gdzie ty? nie chcą zostać w Prowansji. Podupadłe, dwugwiazdkowe miejsce, tkwiło w bardziej tandetnych zakątkach Francji połowy wieku, a nie w klasyczny, nouvelle, niejasny sposób. Ale nawet w swoim poliestrowym nadirze, posiadłość wciąż miała kilka powodów. Na początek: lokalizacja. Les Roches Rouges leży w turkusowym sercu Riwiery, unosząc się nad spokojną zatoką w pobliżu portowego miasta St.-Raphaël. Nazwa hotelu pochodzi od czerwonych skał rezerwatu Massif de l'Esterel — liczącego 79 000 akrów górzystego pustkowia, obok którego się znajduje. Dostaniesz się tam jadąc drogą o nazwie La Corniche d'Or lub Golden Coastal Path, która jest jedną z najbardziej malowniczych tras we Francji. A sam hotel zawsze był zsynchronizowany z krajobrazem, osadzony na niskim klifie z pokojami gościnnymi opadającymi kaskadą w kierunku morza.

Niemniej jednak, jeszcze kilka lat temu jego losy wyglądały niepewnie. Potem pojawił się zbawca w nieco nieprawdopodobnym przebraniu 42-letniego Valéry'ego Grégo, założyciela francuskiej sieci hoteli butikowych Les Hôtels d'en Haut. Grégo jest typem wytatuowanego, ubranego na czarno paryżanina, który wygląda, jakby czuł się o wiele bardziej komfortowo w barach w Pigalle niż wylegiwanie się na plaży. Ale kiedy szukał nieruchomości w okolicy, był zdumiony: „Kiedy po raz pierwszy przyjechałem sprawdzić to miejsce, zobaczyłem ten dwugwiazdkowy hotel i pomyślałem, że to zmarnowany dzień” – wyznał Grégo. „Potem otworzyłem frontowe drzwi i bam . Wchodzisz i czujesz, że naprawdę jesteś w woda. ' Widok na Morze Śródziemne z pokoju w hotelu Les Roches Rouges. Benoit Linero / Dzięki uprzejmości Hotel Les Roches Rouges




Grégo kupił Les Roches Rouges i podniósł go o pięć gwiazdek, otwierając ponownie hotel z 50 pokojami w maju ubiegłego roku. Chciał stworzyć kurort, w którym goście mogliby oderwać się od blichtru i doświadczyć Prowansji taką, jaką ma być. Dlatego umieścił estetyczny front i środek budynku z połowy stulecia, podkreślając okna sięgające od podłogi do sufitu i długie, proste linie z całkowicie białą paletą i kultowymi meblami, takimi jak krzesła Transat wpływowej modernistycznej Eileen Gray. Odświeżony basen — niecka osadzona w skalistym klifie i zasilana przez wody Morza Śródziemnego — to cud. Po popołudniu spędzonym na czytaniu pod parasolem, gdy chłopcy z basenu roznosili karafki pastis moim kolegom plażowiczom, a fale chlapały o skały, nigdy nie chciałem wyjeżdżać.

Sposób, w jaki Grégo najbardziej starał się połączyć z historią i otoczeniem hotelu, było podkreślanie klasycznej lokalnej kuchni. Jego inspiracją była książka kucharska z 1963 roku zatytułowana Tradycyjna kuchnia prowansalska poety René Jouveau. To nie tyle książka kucharska, ile książka o sztuce o tym, jak ludzie żyli i jedli w Prowansji – i nadal, od czasu do czasu, robią to dzisiaj. „Chciałem, żeby każdy przepis w hotelu pochodził z tej książki” – wyjaśnił Grégo. Tradycyjne dania prowansalskie, którymi skosztowałam podczas mojego pobytu, obejmowały wszystko, od przykładowego ratatouille z miodem rozmarynowym po doskonałe grand aioli lub owoce morza i surowe warzywa z czosnkowym dipem ze świeżego majonezu ożywionego mentonowymi cytrynami. Kuchnia zaproponowała nawet mojej ukochanej białe ciasto , quiche z boćwiną szwajcarską, czasami podawane w słodkiej, doprawionej rodzynkami iteracji, ale tutaj prezentowane w pikantnej formie, zwieńczone prażonymi orzeszkami pinii.

A w hotelowej restauracji na plaży znalazłam też ku mojemu zdumieniu rodzaj zupy zwanej bulido aigo, które już rzadko widuje się w menu we Francji. Ta starożytna prowansalska specjalność składa się z czosnku i dzikich ziół gotowanych w wodzie, a następnie nakładanych na jednodniowy chleb skropiony oliwą z oliwek. Ten zwodniczo prosty bulion (jego nazwa oznacza „przegotowaną wodę”) jest tak głęboko uduchowiony i odżywczy, że dał początek lokalnemu określeniu: „ aigo boulido sauvo la vido, ' lub przegotowana woda ratuje życie. Ostatnio jednak stał się niejasny, co oznacza miłośników tradycyjnej kuchni prowansalskiej (rodzaju, którego bronią kultowe książki kucharskie, takie jak Richard Olney's Prowansalski stół Lulu lub Mireille Johnston Kuchnia Słońca ) zazwyczaj muszą zadowolić się gotowaniem go w domu – tak jak ja – jeśli chcą zasmakować prawdziwych smaków południowej Francji. Danie przyszło w dużej glinianej wazie, tak przyciągającej wzrok, że kilka stolików podeszła do mnie kobieta, żeby zapytać, co jem. Kiedy wyjaśniłam, co to jest — woda z czosnkiem i liśćmi laurowymi wylana na plasterki wczorajszej bagietki — nie wydawała się przekonana. W porządku, powiedziałem jej, ale w miejscu mającym obsesję na punkcie wizerunku, takim jak Lazurowe Wybrzeże, zawsze warto pamiętać, że pozory mogą wprowadzać w błąd.

Riwiera Francuska nie zawsze była miejscem na wyłączność. Dawniej znany był jako biedny, wiejski odcinek wybrzeża, gdzie mieszkańcy utrzymywali się z uprawy oliwek, pasterstwa kóz i siatkowania barweny. Potem, pod koniec XIX wieku — na początku Belle Époque — przybyła kolej, przywożąca zamożnych gości z Paryża i Londynu w poszukiwaniu łagodnego klimatu. Królowa Wiktoria była jedną z pierwszych osób, które przyjęły wakacje na Riwierze, a do lat 30. XX wieku porośnięte sosnami klify St.-Jean-Cap-Ferrat były najeżone wspaniałymi willami zbudowanymi jako letnie domy dla arystokracji.