Jak to było być w Gwatemali tuż po wybuchu wulkanu?

Główny Aktualności Jak to było być w Gwatemali tuż po wybuchu wulkanu?

Jak to było być w Gwatemali tuż po wybuchu wulkanu?

Gdy leciałem helikopterem obok wulkanu, niebo miało atmosferę romantycznego obrazu, złowrogą, ale zachwycającą. Ogromny pióropusz dymu unosił się ze stożka Volcán de Fuego (dosłownie Wulkan Ognia), jego ciemne, falujące fale stanowiły wspaniały kontrast z delikatnymi białymi chmurami powyżej i poniżej. Podobnie jak inni pasażerowie, beztrosko robiłem zdjęcia moim iPhonem i niewiele więcej myślałem o naturalnym spektaklu. Nawet gwatemalski pilot nie zawracał sobie głowy komentarzem. Wszyscy zakładaliśmy, że to regularna emisja z Fuego, która rejestruje aktywność co cztery do sześciu tygodni. (Jest to jeden z trzech aktywnych wulkanów w kraju; jest ich około 35 w Gwatemali, gdzie przecinają się trzy płyty tektoniczne, ale są albo wygasłe, albo uśpione).



Nikt z nas nie mógł się domyślić, że trzy godziny później… około 9 rano w ostatnią niedzielę rano — Fuego wybuchnie, wyrzucając śmiertelną falę lawy, popiołu i trującego gazu na wioski Majów stłoczone u jego podstawy. W połączeniu z drugą erupcją o 18:45 zginęło ponad 100 osób, w tym wiele dzieci. Całe społeczności wiejskie zostałyby zdewastowane, międzynarodowe lotnisko zamknięte, a krajowa sytuacja nadzwyczajna ogłoszona.

Z perspektywy czasu ten poranny lot helikopterem był częścią sennego poczucia nietykalności przed kryzysem. Właśnie spędziłem kilka dni na odkrywaniu idyllicznego jeziora Atitlán, które jest często opisywane jako bardziej spektakularna wersja jeziora Como, a dzień wcześniej wspiąłem się nawet na uśpiony wulkan. W tę niedzielę, 3 czerwca, miałem wracać do Nowego Jorku, więc postanowiłem polecieć malowniczym porannym lotem do Antigui, starej kolonialnej stolicy Gwatemali. Widok wulkanu Fuego, tak symetrycznego jak rysunek dziecka, był jeszcze jednym widowiskiem podczas 20-minutowej jazdy przez surowe góry, gdzie prastare, szmaragdowozielone pola uprawne były wciśnięte w każdy centymetr gruntów ornych.




Surrealistyczna atmosfera obojętności trwała nadal, gdy helikopter zrzucił mnie na przedmieścia Antigui, wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO ze względu na piękną nienaruszoną kolonialną architekturę. Żaden z mieszkańców nie wykazywał najmniejszego zainteresowania dymiącym wulkanem, mimo że był on oddalony o zaledwie 10 mil. Gdy wędrowałem malowniczymi brukowanymi uliczkami, lokalne rodziny spacerowały po niedzielnej mszy i zbierały się na brunch w Posada de Don Rodrigo, dawnej rezydencji arystokratów z pełnymi kwiatów hiszpańskimi dziedzińcami. Wyszedłem, zanim pierwsza erupcja nastąpiła tuż przed południem, ale nawet wtedy nie było poczucia, że ​​kryzys przeniknie w wiadomościach. O 14, po przejechaniu w lekkim deszczu 45 minut jazdy na lotnisko La Aurora w stolicy, Gwatemali, siedziałem w samolocie American Airlines do Miami, rozmyślając o późnej kolacji w Nowym Jorku.

Ale gdy nadszedł czas odlotu, pasażerowie z Gwatemali zeskanowali swoje smartfony i mruczeli, że coś się dzieje w pobliżu Antigui; na Instagramie pojawiały się zdjęcia ciemnych płatków, które spadały na miasto. Następnie kapitan wydał oświadczenie. Przepraszam chłopaki, ale z powodu całego popiołu wulkanicznego zamknęli lotnisko. Nic nie mogę zrobić. Nigdzie się nie wybieramy. Doszło do jakiejś erupcji, ale nie było prawie żadnych szczegółów. Dopiero teraz spojrzałem na mżawkę wciąż delikatnie bębniącą o szybę i zauważyłem, że zrobiło się czarne.

To, co nastąpiło później, było jedną z mniej budujących scen w najnowszej historii podróży, gdy około stu pasażerów przewróciło się, aby wrócić do kasy biletowej, aby zmienić rezerwację lotów. Niektórzy przeszli przez niekończący się terminal; bardziej bezwstydny rzucił się do ucieczki. Atmosfera szaleństwa wzmogła się, gdy pasażerowie wściekle wypełniali formularze stojąc w kolejce do imigracji i przepychali się o miejsce w kolejkach celnych. (Pracownicy spojrzeli na nas zdezorientowani. Lotnisko jest zamknięte! Wyjaśniłem. Tak? odpowiedzieli).