Przetrwanie w dżungli na Filipinach

Główny Podróże Przyrodnicze Przetrwanie w dżungli na Filipinach

Przetrwanie w dżungli na Filipinach

0900 GODZIN Tam jest dżungla, kochanie. I mam na myśli prawdziwe rzeczy: pnącza, małpy, skrzeczące ptaki, biegające stworzenia. Siedzę w chacie Quonset w niegdyś największej amerykańskiej bazie wojskowej w Azji, Subic Bay na Filipinach, 40 minut samolotem od Manili. Podczas wojny w Wietnamie żołnierze przybyli tutaj, aby wziąć udział w programie Jungle Environment Survival Training (JEST), aby dowiedzieć się, jak uratować swoje skórki, jeśli kiedykolwiek zostaną zestrzelone nad terytorium wroga. Ich nauczyciele byli członkami Aeta, rdzennego plemienia, które od niepamiętnych czasów uczyniło z okolicznych lasów swój dom.



Wtedy wojna się skończyła. A w 1992 roku, po latach kłótni z rządem filipińskim, armia amerykańska w końcu wycofała się ze wszystkich swoich baz. Popiół z wulkanu Pinatubo pokrył ten obszar, zatykając ulice i zawalające się dachy, co potęgowało stratę głównego pracodawcy regionu. Szkoła w dżungli utknęła w rozterce: Jak zarabiać na życie, gdy jedyny pracodawca wyjechał z miasta? Celowanie w rynek turystyczny wydawało się początkowo mało prawdopodobną odpowiedzią. Kto zapłaciłby za zabawę przedzierać się przez duszny, tętniący życiem las deszczowy? Ale potem, na szczęście, szaleństwo eko-przygody uderzyło. Dlatego tu jestem: na 24-godzinne doświadczenie z prawdziwym mężczyzną w piątek, ucząc się jedności z lasem.

0945 GODZINY Podczas gdy ja czekam na przybycie mojego przewodnika, na parking wjeżdża autobus turystyczny i kilkuset filipińskich licealistów wysiada. Chociaż JEST oferuje jednodniowe lub dwutygodniowe wypady do dżungli, zdecydowana większość klientów to osoby krótkotrwałe, takie jak te dzieci: przychodzą na kilka godzin, spacerują, słuchają przemowy i wracają do domu. Ze względu na nich szkoła w dżungli dodała kilka raczej niemilitarnych elementów, takich jak sklep z pamiątkami na świeżym powietrzu sprzedający breloczki, tkane kapelusze i drewniane popielniczki wyrzeźbione w kształcie bawoła wodnego. Zaczynam się czuć jak Martin Sheen w Czas apokalipsy , gdzie szaleje czekając, by popłynąć w górę rzeki.




1000 GODZIN Pojawia się mój przewodnik, trochę zaspany. Julio Benito ma 35 lat i jest zbudowany jak oliwkowobrązowy świecznik. Czego się spodziewałem, łagodnego leśnego stworzenia z trawiastą spódnicą i kością w nosie? Uh. . . raczej. Cóż, nieważne.

Zaczynamy od zwiedzania klatek ze zwierzętami, gdzie zwiedzający mogą przyjrzeć się stworzeniom z dżungli, zwykle ukrytym w zaroślach. Jest tu trójka młodych świń, pyton o długości ponad 26 stóp i wyglądający na zdartego cyweta, którzy dzielą klatkę z orłem bielikiem – „gatunkiem zagrożonym” – chwali się Julio. Obok jest trzymetrowa jaszczurka monitorująca, która pachnie moją torbą na siłownię, kiedy zapomniałam ją otworzyć przez dwa tygodnie. „Smakuje jak kurczak” – mówi Julio. „Większość Filipińczyków to ich ulubiona”.

1015 GODZIN Dość pogaduszki; nadszedł czas na prawdziwe rzeczy. Julio schodzi stromym szlakiem do lasu. Co kilka minut zatrzymuje się, aby wyrwać z zarośli nowy rodzaj liścia. Jest ocet roślina , którego liście nadają smakowitości kuchni w dżungli; roślina jodu, której sok może pomóc leczyć skaleczenia i oparzenia; i drzewo kawowe. „Mój przyjacielu”, mówi Julio z radością informatora reklamowego, „to jest drzewo kawowe. Porozrzucane po ziemi czarne strąki. Wewnątrz strąków znajdziesz fasolę. Upiecz je na ogniu, a następnie ugotuj w bambusowym pojemniku, a smakuje jak kawa. Mamy też inną roślinę, która smakuje jak herbata!”. Imponujący. Dżungla to istna 7-Eleven słodyczy. Ale czy po to przyszedłem? Wyobraziłem sobie, że będę trzymał się męsko na skraju przetrwania, nie ucząc się przyrządzania zaimprowizowanej latte.

1040 GODZIN Po prawie pół godzinie w dżungli jestem wykończona. Jest około 95 stopni, a wilgotność jest płaska i wynosi 99 procent. Moja koszula jest przesiąknięta potem i prawie opróżniłem komicznie nieodpowiednią butelkę wody pitnej, którą ukradłem z hotelu. Szlak kończy się w bambusowym zagajniku przy bulgoczącym strumyku. Julio odpada, spoglądając na bambusowy stojak o średnicy trzech cali. Kilkoma uderzeniami noża do bolo – krótkiej, ale mocnej maczety – odcina trzy pięciostopowe kawałki. Zaciąga je na równe miejsce kilka stóp dalej i drzazgi zaczynają latać. Kotlet tutaj, kotlet tam i voilà: kubek do picia. Walnij, walnij: łyżka. Widelec. Talerz. Urządzenie do gotowania ryżu. Jego wyraźna radość z własnej zręczności przypomina mi magika skręcającego balony na dziecięcej imprezie.

1045 GODZIN Julio poetycko opowiada o zdolności swojego ludu do przetrwania w dżungli. „Mój przyjacielu”, mówi mi – zaczynam myśleć, że zapomniał mojego imienia – „Mój przyjacielu, mógłbym tu przyjechać i żyć przez miesiąc, a nawet rok bez niczego. Czy wiesz dlaczego? Z powodu wiedzy. Gdybym nie miał wiedzy, nie przeżyłbym nawet jednego dnia. Ale mając tylko wiedzę, mogę tu wygodnie żyć.

— A co z twoim nożem? Pytam.

'Tak. Wiedza i mój nóż.

Jednym z powodów, dla których jestem zirytowany, jest to, że Julio zdaje się tak jowialnie traktować całe to przeżycie. Miałem nadzieję na skrzyżowanie Przesylka i Serce ciemności. To, co otrzymuję, to Ernest jedzie do obozu .

Innym powodem, dla którego jestem zrzędliwy, jest to, że chce mi się pić. Wyszedłem z wody i pocę się jak gangsterzy. Bez obaw: jeśli w dżungli można znaleźć filiżankę kawy, dlaczego picie wody miałoby być problemem? Julio wpada z grzmotem do buszu i wraca z czterometrową tyczką z zygzakowatego bambusa. Odcina koniec sekcji i przelewa strumień krystalicznej wody z pustego rdzenia do mojego nowo wykonanego kubka. Połykam go z wdzięcznością. Ku mojemu zdziwieniu smakuje dokładnie jak butelkowana woda mineralna.

1215 GODZIN Myślę, że teraz zboczyliśmy z turystycznego szlaku. Od kilku minut wspinamy się po słabej ścieżce, która wije się na zalesione zbocze wzgórza. Julio, z radością mogę powiedzieć, wydaje się, że wyczerpał swój tupot. Wędrujemy głównie w ciszy, pot spływa nam po twarzach. Gdy przemierzamy grań, w gąszczu poniżej rozbrzmiewa trzask. – Jaszczurka monitorująca – deklaruje Julio. Ku mojej uldze nie staramy się zamienić tego w lunch.

Kilka stóp dalej zatrzymujemy się przy roślinie, którą nazywa jadalnym rattanem. Wygląda jak palma w moim salonie, z wyjątkiem kolców u podstawy pnia. Wychodzi nóż. W krótkim czasie Julio strugał sześciostopowy liść w sześciocalowy, cienki jak ołówek segment miękiszu. Smakuję: jest delikatny, bardziej gorzki niż serce karczocha, ale podobnie miękki i żylasty. Na szczęście dla krzewu postanawiamy nie robić z niego całego posiłku.

1315 GODZIN Dość nagle baldachim cienisty lasu otwiera się na polanę i wydaje się, że weszliśmy do broszury przedstawiającej tropikalny raj. Łagodny strumyk płynie między zaokrąglonymi brzegami porośniętymi paprociami, a jasnopomarańczowe motyle przelatują wokół samotnego drzewa bananowego. Julio zrywa pięciometrowe liście z filodendronu i używa jednego do kosza, podczas gdy na lunch zbiera paprocie z brzegu strumienia. Składa kolejny liść w kapelusz – nazywa go kapeluszem Robinsona Crusoe – i każe mi go nosić, raczej dla jego rozrywki niż mojej, jak sądzę.

1330 GODZIN Na dzień docieramy do naszego kempingu, piaszczystej przestrzeni pod rozłożystymi gałęziami drzewa herbacianego. Z trzech stron otacza nas rozświetlona słońcem plątanina runa leśnego. Czwarty spada z wysokości 20 lub 30 stóp do okrągłego basenu zawieszonego bambusami i zasilanego przez opadający wodospad. Minęła minuta, zanim doszłam do wniosku, że mam poczucie déjàvu: to scena prosto z numeru „Happy Talk” z Południowy Pacyfik.

Nie ma jednak piękności w kąpieliskach, z którymi można by się pobawić. Zamiast tego zajmujemy się jeszcze bardziej zniewalającą pierwotną męską czynnością: rozpalaniem ognia. W szczególności rozpalanie ognia w ekscytująco staromodny sposób, przy użyciu jedynie kilku kawałków suchego drewna. Tańcząca maczeta Julio idzie do pracy iw ciągu kilku minut sfałszował urządzenie, które zawstydziłoby każdy z wynalazków profesora i Gilligana. W jednej sekcji znajduje się kędzierzawy zwitek podpałki do paleniska ze sprężyną z liści bambusa; inny zawiera koryto z ostrą jak brzytwa krawędzią. Z wielkim wigorem pociera je o siebie, aż zaczną unosić się smugi dymu. Potem pociera jeszcze gorączkowo, pot spływa ze wszystkich porów, aż prawie znika za szarą chmurą. Zręcznie wyrywając podpałkę, dmucha w czerwony żar, aż wybuchnie maleńkim płomieniem. Wkrótce huczy nasze ognisko.

Następnie próbuję. Kilka minut celowego walenia daje tylko stos połamanego bambusa. Nieważne. Ponownie używam machiny ognia Julio, łokciami wściekle karząc kawałki bambusa. Pojawia się smużka dymu. Mocniej! Szybciej! – ponagla Julio. Mogę tylko mieć nadzieję, że jest to bezinteresowna powaga. Pojawiają się kolejne smugi dymu. Moje ramiona obracają się w makaron. Więcej zachęty. Jeszcze kilka kosmyków. Poddaję się.

1430 GODZIN Czy wspomniałem, że bambus jest materiałem o nieskończonych zastosowaniach? Ale czekaj, jest tego więcej. Tworzy również poręczne naczynia kuchenne. Julio wbija kilka większych kawałków zielonego bambusa w trzy dwulitrowe zbiorniki na wodę. Po półgodzinnym siedzeniu w ogniu pierwszy szaleńczo się gotuje, a wilgotny miąższ chroni go przed płomieniami. Odstawiamy ją na bok, aby ostygła do picia, a na jej miejsce wstawiamy drugą, aby zrobić herbatę z dżungli.

A teraz poważna część przetrwania w dżungli: znalezienie pożywienia. Julio schodzi do strumienia w poszukiwaniu pożywnych pełzaków. Po dłuższej przerwie wraca ze swoim połowem: jedną krewetką, jednym krabem i dwoma ślimakami. „Ja też złapałem żabę, ale uciekło” – relacjonuje ze smutkiem.

Jakkolwiek imponująca może być menażeria Julio, tak naprawdę nie składa się na posiłek, nawet jak na standardy ledwie przetrwania w dziczy. Ale ponieważ jest to tylko kurs wprowadzający, możemy trochę oszukiwać. Z plecaka wyciąga worek ryżu. Wędruje do urządzenia do gotowania ryżu, a późnym popołudniem nasze bambusowe talerze są wypełnione perfekcyjnie ugotowanymi ziarnami z gulaszem z paproci i przystawką z różnych bezkręgowców. Głód, jak mówią, to najlepszy sos.

1600 GODZIN Teraz, kiedy już napełniliśmy brzuchy, przed nami leniwie rozciąga się popołudnie. Zdaję sobie sprawę, że Julio jest jednym z tych nielicznych szczęśliwców, których praca wymaga robienia tego samego rodzaju rzeczy, z których i tak byłby najszczęśliwszy – grzebania w lesie, tłuczenia rzeczy nożem, prowadzenia bezsensownych rozmów. Bez pośpiechu składa platformę do spania (z bambusa), uczy mnie montować wnyki do połowu warany i zbiera liście na kolejną porcję herbaty. Pokazuje, jak rozgniatać kawałek kory winorośli o skałę w strumieniu, aż zrobi się mydlana masa mydlin, a my na zmianę kąpiemy się w basenie z wodospadem.

Dzięki Bogu za jet lag. Mimo wczesnej godziny jestem już śpiący, gdy zachodzi słońce. Wkrótce tylko blask naszego ognia oddala spowijającą ciemność. Julio opowiada o swoim ojcu, który dorastał w tym lesie, mając na sobie jedynie plemienną przepaskę na biodra. Julio również spędził większość swojego dzieciństwa w dżungli, bawiąc się z przyjaciółmi i zajmując się tak, jak zrobiłby to każdy mały chłopiec. Czy to od pełnego brzucha, orzeźwiającej kąpieli, czy po prostu ulgę, że nie zostałem zaatakowany przez 26-metrowego pytona, w końcu zacząłem się relaksować i dobrze się bawić. Teraz rozumiem, o co chodzi. Dla tych z nas, którzy choć trochę rozumieją dżunglę, tak naprawdę nie jest to kwestia przetrwania, ale cieszenia się bogactwem dzikiej przyrody, która pomimo niebezpieczeństw była domem dla pokoleń ludzi.

Podczas gdy Julio kładzie się przy ognisku, ja wspinam się na bambusową platformę i rozkładam śpiwór. Ciemność przerywa blask świetlików. Nad głową księżyc w pełni wpatruje się w dach z bambusowych liści. Gdzieś tam kręcą się przerażające pełzacze, robiąc swoje. I wkrótce robię swoje, twardo śpiąc na chłodnym nocnym powietrzu.

W TYMCZASIE NA WYSPIE OCALAŁYCH...

Dla tych, którzy chcą, aby ich doświadczenie w dżungli zostało złagodzone zdrową dawką postmodernistycznego „realizmu”, nie szukaj dalej niż malezyjskie Borneo. Rząd zamienił wyspę Pulau Tiga, która pojawiła się w CBS wunderhit Niedobitek , do swojego najnowszego wakacyjnego miejsca. Znajdujący się tam 80-osobowy resort, który był już w fazie planowania, gdy wyspę wybierał Niedobitek zwiadowcy lokalizacji, gościli załogę i personel pomocniczy podczas kręcenia zeszłej wiosny.

Sama wyspa jest otoczona białymi plażami i bujnymi rafami koralowymi, ale deweloperzy znają prawdziwy powód, dla którego amerykańscy turyści przyjeżdżają do tego odległego miejsca: chcą się bawić Niedobitek . Przeżyłem koszulki pulau tiga na półkach sklepiku z pamiątkami. Chociaż styropianowe głazy z zestawu zostały odciągnięte, niektóre rekwizyty pozostały, takie jak replika kadłuba bombowca B-52 – prawdopodobnie w celu dodania autentyczności. Menadżer Bonnie Alberto planuje organizować konkursy w stylu Survivor, na wypadek gdyby goście znudzili się, powiedzmy, wyganianiem szczurów z ich domków, unikaniem jadowitych węży morskich lub potajemnym głosowaniem na tego, który z urlopowiczów najchętniej pomaluje twarz i ubierz się w sarong. Czy goście będą musieli jeść gigantyczne larwy i używać dołu w ziemi jako toalety? Niestety, prawdopodobieństwo rozciąga się tylko do tej pory. Wszystkie domki mają prywatne łazienki, a niektóre pokoje są nawet (sapanie!) klimatyzowane. No cóż. Może złapią Niedobitek powtórki w telewizji satelitarnej. Pulau Tiga Resort , Pulau Tiga, Sabah, Malezja; 60-18 / 989-9779 ; podwaja się od 79 $, w tym wszystkie posiłki.
— Słoneczny Flint

FAKTY

Departament Turystyki Subic Bay 63-47/252-4123, faks 63-47/252-4194 może zorganizować niestandardowe pakiety szkoleniowe w dżungli, w tym noclegi, za 15 USD za osobę, przy minimalnej wielkości grupy 10 osób. W Stanach Zjednoczonych, Rajah Tours Międzynarodowy 800/392-3345 lub 415/397-0303 mogą zarezerwować całodniowe wizyty z Manili, które obejmują transfer do Subic Bay i klasę przetrwania JEST, za 282 USD za osobę.